17 sierpnia 2014

Strażnicy Galaktyki, 2014 [FILM]

Tytuł oryginalny: Guardians of the Galaxy
Reżyseria: James Gunn
Gatunek: akcja, science fiction
Produkcja: USA
Czas: 2 h 2 min

      Jako fanka filmów spod loga Marvela nie mogłam odmówić sobie obejrzenia "Strażników Galaktyki". Każdy nowy film tej produckji w kinach to bez wątpienia święto dla wielbicieli gatunku science fiction i dobrej zabawy.

     Petera Quilla poznajemy, gdy jest małym chłopcem i traci matkę. Zostaje zabrany z Ziemi jeszcze tego samego dnia. Dorosły już Peter (Chris Pratt) jest awanturnikiem i wolnym strzelcem, który każe nazywać siebie Star Lordem. Niestety często działa amatorsko i jest zbyt pewny siebie. Przypadkiem kradnie artefakt, którego pragnie okrutny Ronan (Lee Pace). Sprzymierza się ze swoimi początkowymi przeciwnikami: Gamorą (Zoe Saldana), szopem Rocketem (głos: Bradley Cooper), Grootem (głos: Vin Diesel) i Draxem (Dave Bautista), po to by uratować planetę Xandar, którą Ronan chce unicestwić.

      Z obejrzenia filmu mogą być zadowoleni właściwie wszystkie grupy wiekowe – w kinie spotkałam dzieci z rodzicami, jak i samych dorosłych, którzy z seansu wychodzili uśmiechnięci i żywiołowo dyskutujący o fabule. Nic dziwnego – w filmie nie brakuje dużej dawki humoru, wielu scen pościgów i walk, a całość dopełniona jest wyrazistymi efektami specjalnymi. Tylko czy "Strażnicy Galaktyki" trzymają poziom poprzednich filmów Marvela? Ja bym się z tym jednak nie zgodziła. Jako niezobowiązujące rodzinne kino, przy którym można się pośmiać i dobrze bawić – jasne, właśnie w taki schemat wpisują się "Strażnicy...", jednak nie jest to film, który na długo zapada w pamięć. Ze wszystkich produkcji Marvela, które jak dotąd obejrzałam – "Strażnicy..." to film, który wymaga najmniej myślenia, skupienia i zastanawiania się na fabułą. 
Może tu chodzi o schematyczność? Mam wrażenie, że gdzieś to już widziałam: cenny przedmiot, będący obiektem pożądania wielu osób, obrona planety i główny bohater, któremu wszystko uchodzi płazem. 
Myślę, że film podobałby mi się o wiele mnie, gdybym nie obejrzała go na dużym ekranie – efekty specjalne są tutaj dużym atutem.

      Bardzo zaskoczyła mnie ścieżka dźwiękowa w "Strażnikach...". W filmie usłyszymy tutaj dużą dawkę muzyki z lat 70-tych i 80-tych (m.in. utwory The Jackson 5, Davida Bowiego, czy The Runaways) , a wszystko to ma związek z ogromnie cenną dla głównego bohatera kasetą z hitami, którą dostał od matki. Miły akcent od twórców, gdyż na pewno film oglądało mi się przyjemniej, tym bardziej, że nie zainteresowałam się wcześniej soundtrackiem. 

      Wszyscy bohaterowie w kupie są paczką dziwaków i nawet jestem w stanie ich razem zaakceptować (w końcu dzielnie sobie radzą, przez cały czas), jednak każda postać z osobna jest dla mnie dosyć płaska – no może poza Rocketem, który chyba najbardziej zapadł mi w pamięć swoim niewyparzonym językiem. Swoją drogą, Bradley Cooper odwalił naprawdę dobrą robotę, podkładając mu głos. Głównego bohatera, zagranego przez Chrisa Pratta nie udało mi się polubić, mimo szczerych chęci, tak jak i jego zielonoskórej towarzyszki. Już nawet sam Groot - humanoidalne drzewo, które umie wymówić tylko "I am Groot" ma, jak dla mnie, więcej emocji niż ta dwójka. Ciekawym dodatkiem do filmu są role Lee Pace i Karen Gillian – uwielbiam ich charakteryzacje w tym filmie. 

      Naprawdę – starałam się doszukać wielu pozytywów w tym filmie i nie wystawić negatywnej recenzji "Strażnikom...", jednak prawda jest taka, że oczekiwałam trochę więcej, a dostałam ciastko bez kremu. Po prostu miałam może zbyt duże oczekiwania...






Moja ocena: 3/6

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...